„Nier:
Automata” to fenomen na skalę światową. Gra zachwyciła wielu i słusznie, gdyż
jest to produkt kompletny. Ma się wrażenie przemyślenia każdego szczegółu,
obcowania z czymś, gdzie każdy fragment, słowo, zachowanie ma znaczenie, do
tego, zostało dokładnie zaplanowane. Nie ma tu nic przypadkowego. Wszystko się
ze sobą łączy, przenika, tworząc w całości unikalne doświadczenie. „Automata”
nieustannie zaskakuje, łącząc oraz mieszając gatunki, stawiając często coraz to
nowe wyzwania. Jest to kontynuacja produkcji zwanej po prostu „Nier”. Pierwowzór
jednak nie zdobył rozgłosu, a przynajmniej nie na taką skalę jak recenzowana tu
kontynuacja
Gra wrzuca nas w otwarty świat, notabene bardzo piękny,
podzielony na pewne główne strefy, gdzie wykonujemy zadania główne i poboczne. Questy
w produkcji mają bardzo dobrą fabułę, która angażuje ciekawość gracza wraz z jego
logiką. Poznajemy maszyny, które reprezentują różną filozofię oraz postawy
życiowe, co często prowadzi do konfrontacji naszych przekonań (poprzez nasze
postacie) z ich przekonaniami.
Jesteśmy
jako androidy wysłani na naszą rodzimą planetę. Głównym powodem, dla którego się
tam znaleźliśmy stanowi jej odbicie z rąk maszyn oraz stabilizacja sytuacji na
tyle, żeby ludzkość mogła powrócić na swą planetę z kolonii, na którą uciekła,
czyli Księżyca. Dość szybko okazuje się, że sytuacja jest o wiele bardziej
zagmatwana. Wszystko staje się mniej czarno – białe, dominują odcienie szarości
w ocenie moralnej postaw naszego szefostwa, czy społeczności (jeśli można tak
to nazwać) maszyn.
Przejdźmy właśnie do tego czym "Nier" właściwie
jest. Przede wszystkim, mamy tu do czynienia ze slasherem. Główną część gry
będziemy siekać i ciąć, tudzież przebijać włócznią, zależnie od preferencji. Do
tego wszystkiego dołącza także bullethell czyli coś, gdzie musimy uniknąć masy
pocisków, które lecą w naszą stronę, ale zawsze trzymając się pewnego schematu,
który trzeba rozpracować. Do tych dwóch rzeczy dorzucony jest shmup (gatunek
wywodzący się jeszcze z automatów, gdzie sterujemy małym stateczkiem i
rozwalamy wrogów spadających na nas z góry). Jakby tego było mało, gra czasem
przełącza widok na dwuwymiarowy, dając nam jeszcze platformera wraz ze skakaniem
po półkach. Na koniec mamy jeszcze elementy RPG, do których należy rozwój
postaci przez chipy, czyli zwiększanie możliwości obronnych, ofensywnych, czy
wsparcia. Są jeszcze poziomy naszej postaci, które poprawiają nasze zdrowie oraz
inne podstawowe statystyki. Możemy także ulepszać nasze bronie, pod warunkiem
że dostarczymy potrzebne materiały i kwotę do kowala. Jak widzimy, jest to
ogromny misz masz. Gra swobodnie żongluje gatunkami, robiąc to "często
i gęsto". Widać to zwłaszcza podczas walk z bossami. To wszystko sprawia,
że nie można narzekać na jakąkolwiek monotonię. Ciągle uczymy się czegoś nowego,
a do tego, cały czas mamy przed sobą nowe wyzwania. Jednak, niektóre z tych
mechanik są wykorzystywane za często, jak choćby hakowanie, zwłaszcza w drugiej
części rozgrywki.
Zachęcam
Was mocno, aby robić poboczne questy. Często mamy w nich dodatkowe szczegóły
oraz masę niebanalnych dialogów. Prawdą jest też to, że te decyzje mają
ostatecznie niespecjalnie znaczący wpływ na fabułę, stan rzeczy, ale też gra
nie jest RPG. Ma tylko elementy tego gatunku. W tych zadaniach produkt Platinum Games zadaje pytania moralnie, na
które bardzo ciężko udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Właściwie, nad każdym z
nich można się pochylić i toczyć filozoficzne dysputy, która decyzja jest w
danym wypadku odpowiednia. Oczywiście, nie jest to reguła bez wyjątków, są
pewne sytuacje, gdzie nie ma żadnych wątpliwości, ale generalnie rzecz ujmując,
nie jest z tym tak łatwo. Dla mnie, gra niestety traci na tym, że mimo tego, że
maszyny mogą uchodzić za ludzi, bo się tak zachowują, czy też reagują na pewne
wydarzenia, to przez to, że jednak ludźmi nie są, wydarzenia tracą dla mnie
część z tego ładunku emocjonalnego. Może to okrutne z mojej strony, ale nie
umiem się przejąć aż tak losem maszyny, nieważne jak ludzkiej w swym zachowaniu,
tak jakbym się przejął losem człowieka postawionego w tej samej sytuacji. Nie
traktuję tego jako wady produkcji w żaden sposób, tylko mówię o sposobie
odbioru tego typu treści przeze mnie. Aczkolwiek, rozumiem ludzi, którzy wylali
morze łez obcując z „Automatą”, wcale im się nie dziwie. Prawdziwie emocjonalnych
momentów jest tu sporo, wątek główny nie
ma na nie wyłączności.
Gra
jest tak skonstruowana, że trzeba ją przejść przynajmniej trzy razy, aby jej w
pełni doświadczyć. Pierwszy raz sterujemy postacią, która stała się ikoną, chyba
najbardziej rozpoznawalną z wszystkich bohaterów, czyli 2B. Nią gramy też
najdłużej z czego wynika, że każde kolejne przejście jest krótsze. Wiele osób
ma do zarzucenia „Nierowi”, że drugie przejście jest właściwie powtórzeniem
tego samego. W nim kierujemy nieodłącznym towarzyszem kobiecego androida,
którym jest 9S. Nie jest on przystosowany do walki w takim stopniu jak 2B, co
już sprawia, że gra się nim inaczej. Opiera się on przede wszystkim na
hakowaniu i w pewnym momencie mamy tego dość. Przynajmniej ja miałem. Dodatkowo,
rzeczywiście fabuła jest bardzo podobna do tego, co mieliśmy przed chwilą.
Oczywiście, dochodzi sporo dodatkowych szczegółów przez to, że dostajemy się
tym hakowaniem do pamięci przeciwników, wyciągając w ten sposób na wierzch
pewne fakty, ale jednak gro rozgrywki zostaje takie samo. Twórcy gimnastykują się
jak tylko mogą, aby to jakoś urozmaicić, ale udaje im się to tylko połowicznie.
Nie mamy pełnego deja vu, ale niewiele do niego brakuje.
Mamy
zakończeń tyle ile jest liter w alfabecie, ale tylko pięć z nich to takie
solidne epilogi, które kończą nam grę. Reszta to pewne żarty, którzy twórcy
umieścili dla ciekawskich. Z tych pięciu głównych, to ostatnie jest tym
właściwym. Jest ono bardzo satysfakcjonujące, wyjaśnia wszystko, co się do tej
pory wydarzyło, zostawiając nas z oceną tego do czego właściwie
doprowadziliśmy. Warto do niego dotrzeć, zamykając w ten sposób całą tą
historię. Ci, którzy tego dokonają, będą mieli możliwość pewnego łamania
czwartej ściany, prowadząc dialog z twórcami, co jest miłą dodatkową nagrodą.
Czas
wspomnieć o aspektach wizualno – dźwiękowych „Nier: Automaty”. Specjalnie
pomijałem tę stronę produkcji, bo czuję, że zdecydowanie zasługuje na osobny
akapit. Zaczynając od grafiki, trzeba powiedzieć, że jest ona dopieszczona.
Scenografia, w której walczymy jest przepiękna. Ja się zakochałem w zrujnowanym
mieście, gdzie roślinność zaczęła się „wspinać” po zabudowaniach miejskich.
Uwielbiam także zatopione miasto. Żałuję, że jest dość małe w stosunku do
pozostałych. Pustynia i inne sfery też mają wiele do zaoferowania. Do tego
dochodzą dopracowane, charakterystyczne modele bohaterów. Zdecydowanie nie do
pomylenia. Przeciwnicy też są dość interesujący, z ciekawością czekałem na
kolejne, bardziej zaawansowane, większe modele maszyn, by zobaczyć, czym mnie jeszcze
zaskoczą. Bossowie to swoiste dzieło sztuki.
Już pierwszy stawia poprzeczkę niesamowicie wysoko, kolejni może za dużo
jej nie przeskakują, ale na pewno nie znajdują się pod nią.
Muzyka
oraz dźwięki to arcydzieło. Zwłaszcza utwory specjalnie skomponowane na
potrzeby „Niera” to coś, o czym mógłbym mówić godzinami, nie wyczerpując
tematu. Zawsze, bez wyjątku, odpowiednio skomponowane, zawsze w ten sposób,
abyśmy od razu poznali charakter lokacji, w której jesteśmy. Walki też zyskują
na dynamice, jak również emocjach przez piosenki im towarzyszące. Nie ma tutaj
słabego utworu albo takiego, który bym chciał wyłączyć, pominąć. Wszystkie
stanowią o niesamowitej jakości „Automaty”. Do tego, każdy z tych utworów
występuje w kilku wariantach i, w zależności od potrzeby, dany z nich jest
uruchamiany (z partiami wokalnymi, bądź bez nich, i tak dalej). Soundtrack jest
ściśle powiązany z tym, co się dzieje na ekranie. Tam, gdzie mamy znaczące,
wysokie partie wokalne, tam następują ataki itp. Doprawdy, ciężko przecenić to,
jak mocnym atutem „Automaty” jest muzyka. Zdecydowanie jeden z najlepszych
soundtracków, jaki kiedykolwiek towarzyszył grze, ciężko będzie mu dorównać.
Jeśli chodzi o voice acting, to tutaj mam mieszane uczucia. 2B wypada
znakomicie, ciężko mi się u niej do czegokolwiek przyczepić. 9S z kolei jest
zdecydowanie zbyt ekspresywny, co sprawia, że w którymś momencie zaczął mnie
drażnić. A2 to kolejny świetny głos, właściwie idealnie stonowany. Za to Pascal
trochę za dziecinny, na mój gust. Jak widzicie, zależnie od postaci, mam
skrajne odczucia, co sprawia, że mam ambiwalentną ocenę dotyczącą tej strony
rozgrywki. Odgłosy walki wszelkiego rodzaju, czy dźwięki otoczenia są
dopracowane i zdają swój egzamin, ale nie powiedziałbym, że bym się nimi
zachwycał.
Jak
ostatecznie oceniam grę „Nier:Automata”? Rozumiem wszelkie zachwyty, pieśni
pisane na jej cześć, ale, mimo wszystko, nie jest to dla mnie ostateczne
arcydzieło sztuki gier, jak niektórzy go opisują. Jest to dopracowany pod
wieloma względami, bliski ideału produkt, jednak można się kilku rzeczy
przyczepić. Na pewno jest to gra, którą warto przejść do samego końca. Całkowicie
unikalne doświadczenie, które ciężko do czegokolwiek porównać. „Nier” dostarczy
Ci wielu emocji, których długo nie zapomnisz. Ja na pewno nie żałuję, że po
niego sięgnąłem. Ma on moją zdecydowaną rekomendację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz