Daleko
na wybrzeżu Alaski, potężny statek rozbija się na lądzie, z nieznanych
przyczyn. Pewien bogatszy starszy człowiek zatrudnia bezdomnych specjalistów
(inżynier, elektryk i tak dalej), aby zbadali sprawę i wyposaża tę ekipę na
parę miesięcy. Dlaczego bezdomnych, dlaczego ten akurat człowiek się tym
zajmuje? Odpowiedzi na te pytania znajdziemy w mini powieści Luciusa Sheparda
pod tytułem „Viator”. Jest to niedługa historia eksploracji tego statku,
odkrywania jego tajemnic, a także o obsesji, która towarzyszy ekipie.
Głównym bohaterem opowieści jest Thomas Willander, pełni
on rolę także dowodzącego tej eskapady. Obserwujemy wydarzenia z jego
perspektywy. Widzimy perypetie miłosne z pewną właścicielką okolicznego sklepu,
poznajemy relację z resztą członków załogi. On sam jest dość intrygujący i na początku tajemniczy, zamknięty w sobie.
Z czasem poznajemy jego przeszłość oraz zauważamy z jak dużą dozą niepewności
patrzy w przyszłość. To sprawia, że odczuwałem sympatię do protagonisty. Jego podkomendni to również całkiem ciekawa plejada osobowości, z czego
najbardziej polubiłem Arnspargera, który rozwija w sobie niezdrowe
zainteresowanie rdzą. Oprócz niego jest także Mortensen. On, z kolei, uparcie
twierdzi, że statek „żyje”, a nawet komunikuje się z jego obecną załogą, czyli
naszymi bohaterami. Znajdziemy też całkiem sporo, jak na taką krótką powieść,
postaci epizodycznych, którym pisarz niestety poświęca zbyt mało uwagi. Na
przykład, pewna matka z córką bardzo mnie zaintrygowały, niestety, całość
treści o nich zamknęłaby się na półtorej strony.
Fabularnie książka
sprawuje się naprawdę dobrze. Nie dopatrzyłem się żadnych dziur logicznych, bezsensów,
czy nie do końca wyjaśnionych rzeczy. Stopniowo poznajemy całą historię,
dostając strzępki informacji aż do finałowych stron. Autor umiejętnie buduje
napięcie, intrygując czytelnika tajemnicą statku oraz obsesjami ekipy. Nie ma
tu też miejsca na nudę. Chcemy rozwiązać tą wielką zagadkę. Po drodze do
epilogu znajdziemy też wiele naprawdę mocnych scen, które utrzymają nas przy
lekturze (związanych najczęściej z kolejnymi objawami obsesji załogantów). Samo
wyjaśnienie jest, niestety lekko rozczarowujące, ale myślę, że ostateczne losy
bohaterów zaskoczą i wstrząsną wieloma.
Stylistycznie autor jest
bardzo konkretny. Nie ma tu miejsca na jakiejś rozbudowane metafory. Wszystko
jest dosłowne, często bardzo dosadnie określone. Znajdziemy też niemało
wulgaryzmów, czy scen, zwrotów około erotycznych. W związku z tym, zaznaczę, że
powieść jest kierowana zdecydowanie do dojrzałych odbiorców. Brutalność
niektórych scen, także by to sugerowała. Muszę przyznać, że taki sposób pisania
jest dla mnie nowością. Przyzwyczaiłem się do popisywania się erudycją, do
jakiejś poetyzacji języka. Tutaj tego po prostu nie ma. Trochę mi tego brakuje,
ale też potrafię docenić przejrzystość, jaką taki styl oferuje.
Jeśli chodzi o świat przedstawiony, to myślę,
że autor dość wiarygodnie przedstawił życie mieszkańców małego miasteczka na
Alasce. Wnętrza kabin statku także wydają się być realistyczne, a statek ze
względu na swoją historię potrafi sobą zaintrygować i staje się też bohaterem
opowieści. W pewnym momencie pojawiają się istoty nadprzyrodzone, które odstają
od tego, do czego przyzwyczaiły nas horrory, co zaliczam autorowi na plus.
Ogólnie, na bardzo ograniczonej przestrzeni (miasteczko i statek) Lucius
zbudował małą, żywą rzeczywistość, co nie jest łatwą sztuką.
W kwestii wad tego dzieła
Sheparda, ciężko jest mi coś konkretnego rzeczywiście wytknąć. W żadnym wypadku
nie jest to coś wybitnego, ale ciężko mu cokolwiek zarzucićm co nie byłoby po
prostu czepianiem się. Ja przynajmniej żadnych wyraźnych błędów nie znalazłem.
Jedyną rzeczą, która by się przydała to, mimo wszystko, trochę więcej tekstu,
bo wydaje się być to wszystko nadmiernie streszczone, a o kilku postaciach
dowiedziałbym się znacznie więcej niż mi zaoferowano.
Czy „Viator” jest wartą naszego czasu opowieścią? Moim
zdaniem jak najbardziej. Jest bardzo umiejętnie napisanym horrorem, ze stylem,
gdzie nie znajdziecie upiększeń. Bohaterowie przyciągają uwagę i jesteśmy ich
losem żywo zainteresowani. Małe malownicze miasteczko oraz zagadkowy statek
intrygują, co sprawia, że chcemy je odkrywać. Aż szkoda, że to wszystko jest zamknięte
na niecałych stu osiemdziesięciu stronach.