poniedziałek, 28 września 2015

Kobiety w świecie islamu... Dalej jesteśmy u Pana Bretta.

Dziś recenzja pierwszej części Wojny w Blasku Dnia dobrze znanego nam Brytyjczyka. Co tym razem nam on dziś serwuje ? Na śniadanie genezę kolejnej postaci niezmiernie ważnej ze swojego ukochanego uniwersum i jak mu to wychodzi ? Zaraz się przekonacie w opisie moich wrażeń.

Ty razem jest to Inevera. Żona Ahmanna w teraźniejszości a w praktycznie całej części pierwszej poznajemy jej historię i to jak dotarła do tego momentu w którym obecnie się znajduje, czyli pozycji pierwszej najważniejszej kobiety w całym Imperium Krasji. Takie postawienie sytuacji skutkuje tym że znamy zakończenie, i wiemy do czego to wszystko dąży. W  związku z tym autor ma do dyspozycji etap "pomiędzy"  aby nas zaskoczyć, i trzeba powiedzieć że Brytyjczykowi to wyszło. Historia nie jest banalna na szczęście, może są dłużyzny momentami, ale można przez nie bez problemu przebrnąć. Jakiś większych zgrzytów na tle logicznym też nie zauważyłem. Parę razów udało mi się także być zaskoczonym, ale to był raczej fakt że mało przekonywająco wyglądają akcje bohaterki w kwestii logiki i moralności zarysowanej wcześniej. Jakoś konsekwencja mi się wszystkiego nie zgadzała, ale to na szczęście rzadkie momenty, i dalej można czerpać przyjemność z lektury w zdecydowanej większej mierze nieprzerwaną.

Ciężko mi mówić o stylu czy też świecie przedstawionym bo dalej nic ale to nic się nie zmienia. Postaci trochę przebywa, i to dość interesujących trzeba przyznać, ale dalej brakuje mi jakiejś świeżości. Nowa perspektywa, i to zupełnie nowa bo to kobieta, wydawałoby się daje pole do popisu i zaskoczenia czytelnika nowym tokiem myślenia, innymi słowami, ale zdaje się że autor z tego nie skorzystał. Ciężko odnotować jakąś zmianę na którymkolwiek polu. Fabuła wciąga niesamowicie to prawda, ale od pozycji aspirującej do miana klasyki jak to się sugeruję oczekiwałbym czegoś więcej. Mamy tutaj szumne porównanie do Pana Georga Martina, ale Martin z każdym tomem coś dodaje(albo raczej odejmuje, ale tak czy siak cały czas są nowe postacie, nowe potężne rody, świat się rozrasta i tak dalej) a tutaj ewidentnie tego brakuje. Jakiegoś rozwoju poza fabularnym, który musi chcąc nie chcąc nastąpić.

Mimo wszystko jest to tytuł, który i tak polecam bo i tak spędzicie parę nocy wciągnięci bez reszty przez wydarzenia dziejące się w powieści. Tylko mam lekko poczucie zmarnowanego potencjału. Ten świat aż się prosi o ewolucje. Są skromne tego przejawy, ale to jeszcze trochę brakuje do pełni szczęścia. Może Brytyjczyk ma po prostu wolniejsze tempo niż bym tego oczekiwał i wprowadza nowe elementy skromnie i powolutku a nie z hukiem. No nic poczekamy i zobaczymy. Ta część zdobyła mnie genezą kolejnej postaci, która okazała się interesująca. Mam tylko nadzieje że Brett nie zrobi z tego jakiegoś swojego patentu i nie będzie pisał kolejnych części na zasadzie. Okej ktoś mi ważny został jeszcze kogo historii nie znamy ? To jest kolejny tom albo przynajmniej jego część. Na szczęście pole do popisu w ten sposób  kończy mu się w bardzo szybkim tempie więc pożyjemy zobaczymy.

poniedziałek, 21 września 2015

Inwazja Muzułmanów... Brzmi jakby znajomo

Dziś po bardzo długiej przerwie, która nawet mnie samego zirytowała i zmusiła do działania wracamy do cyklu demonicznego i naszego kochanego Petera V Bretta. Tym razem oceniamy Pustynną Włócznie a konkretnie jej drugą część. Nie ociągając się z ogólną oceną tom daje radę i naprawdę czyta się go niesamowicie szybko. Teraz przejdźmy do tego dlaczego to tak wygląda.

Fabuła przyspiesza do niesamowitego tempa. Dzieje się naprawdę dużo, akcja skacze nieustannie z miejsca na miejsca, ale nie bójcie się daleko temu do Eriksona i w moment się połapiecie co i gdzie się dzieje. Wydarzenia są wciągające, i zmuszają wręcz do czytania. Są momenty gdzie to wszystko delikatnie nam zgrzyta, i się zastanawiamy nad sensownością wyborów bohaterów, ale są to momenty nieliczne na szczęście. Zwłaszcza że autor często podaje nam motywy na tacy w postaci wewnętrznych monologów. I można im zaufać, aczkolwiek nie bezgranicznie.

Świat przedstawiony się nie zmienia. Nie zostają dodane żadne dodatkowe elementy. Wszystko rozgrywa się na znanych nam terenach albo na ziemiach północnych, albo południowych. W związku z tym nie ma co się rozpisywać akurat na ten temat za bardzo.

Stylistycznie tradycyjnie zostaje tak samo, ale tym razem mi to zaczyna przeszkadzać. Dlaczego ten styl się nie rozwija w żaden sposób ? Ja rozumiem konsekwencje, ale nawet u Lawrenca ten styl ewoluował wraz z bohaterem. Co prawda tam mieliśmy do czynienia z narracją pierwszą osobową, ale nawet w tych monologach postacie używają ciągle tych samych słów. Taki przestój stylowy raz mogę darować, ale to zaczyna powoli mnie drażnić, liczę na kolejne tomy że coś w tej kwestii zmienią. Daje Brettowi póki co kredyt zaufania i tym razem mu daruje.

Bohaterowie trochę się zmieniają cały czas dojrzewając, niektórzy w tym okresie podejmują bardzo kontrowersyjne decyzje, zaczynają w gre wchodzić odruchy egoistyczne i kwestia własnego szczęścia a nie tylko ciągły altruizm. Nie sposób przy tej postawie uniknąć konfliktów interesów w grupie bohaterów i wyraźnie się one ujawniają, ubarwiając w ten sposób karty powieści. Cały czas popełniają też błędy i to nadaje im cechy ludzkie. Brett bardzo się stara aby uniknąć tworzenia Achillesów czy też Heraklesów i rzeczywiście mu to wychodzi.

Podsumowując jest kilka fabularnych zgrzytów w tej części, ale te można łatwo wybaczyć. Natomiast grzechem już nieodpuszczalnym, jest brak rozwoju języka powieści. Można na przestrzeni dwóch tytułów oczekiwać jakichś zmian, a do nich w żaden sposób nie dochodzi. Przynajmniej ja ich nie zauważyłem. Ale żeby było jasne, niech to was nie zniechęci do sięgnięcia po tą część. To jest dalej w każdej mierze dobra lektura. Tylko już nie tak znakomita po prostu jak wcześniejsze partie.




wtorek, 1 września 2015

Wchodzimy do Stambułu, albo czegoś w ten deseń

Dziś recenzja kolejnego tomu z cyklu o demonach a mianowicie Pustynnej Włóczni znanego nam już Petera V Bretta i oczywiście części pierwszej. Dochodzi w niej do trochę ryzykownego zabiegu porzucenia znanego nam świata i wprowadzenia w większości całej plejady zupełnie nowych bohaterów i otoczenia i pokazania genezy jak doszło do tego co się dzieję obecnie teraz w teraźniejszości. Przypomina to trochę zabieg stosowany u recenzowanego wcześniej Lawrenca, i czy jest udany ? Zaraz znajdziemy odpowiedź na to pytanie.

Jak już wspomniałem cała praktycznie ta pierwsza część to porzucenie praktycznie wszystkiego co do tej pory znamy poza niektórymi elementami.  Od razu powiem że miałem momentami uczucie tęsknoty i chciałem przerzucić strony aby się dowiedzieć co się dzieję u czwórki protagonistów, ale było ono bardzo sporadyczne, rekompensowane tym co się dzieje u naszego obecnego bohatera. A jest nim Jardir, który jest swoistym Kserkesem pierwszym znanemu nam dobrze z 300. Cała ta część Pustynnej Włóczni jest poświęcona jego drodze do władzy, i wyborów poświęconych temu aby mieć jej jak najwięcej, i jak możemy się domyśleć nie były to wybory łatwe, i bez konsekwencji. Czyta się to naprawdę szybko i z wielkim zainteresowaniem. Szybko się okazuje że Jardir podobnie jak wódz Persów jest taką marionetką, która momentami ma swoje momenty spuszczenia ze sznurków i wolnej woli, którą lubi coraz to częściej z kolejnymi poziomami władzy pokazywać. To sprawia że ta postać nabiera bardzo szybko kolorów i staje się coraz bardziej interesująca, przynajmniej do kolejnych manipulatorów, którzy się pojawiają w jego życiu.

Dopiero pod koniec wracamy do naszej czwórki niekoniecznie muszkieterów, i dowiadujemy się co się u nich dzieje. Jest to tylko chwila, ale wcale nie czujemy niedosytu, gdyż są to momenty soczyste, pełne akcji i jej zwrotów. I na pewno zachęca to do zagłębienia się w część drugą, która na szczęście zdecydowanie nie zawodzi swą objętością. I trzeba przyznać że to co się dzieje powoduje że główny bohater staje się odrobinę bardziej interesujący co zwiększa atrakcyjność całości, a i pozostali zdecydowanie się nie stoją w miejscu, a wręcz przeciwnie.

Stylistycznie dalej jest to samo. Absolutnie żadnych zmian, co coraz bardziej może się podobać. Na pewno się nie zawiedziecie na poziomie pisania Brytyjczyka. Nie ma tam błędów, a przynajmniej trzeba się ich naprawdę naszukać, aby przyczepić się czegoś konkretnego.Także nie będę się rozpisywał w kwestii tego aspektu.

Świat przedstawiony z kolei jak wspomniałem się zmienia. Wymusza on skojarzenia zawarte w tytule czyli ze światem muzułmańskim, wszystko go tam przypomina od samych początków powieści. Stosunek do kobiet,architektura, stroje, tutuły, kultura - całokształt sugeruje silną inspirację motywami związanymi z sułtanatem (Turcy Osmańcy). Zakładam że historycy znajdą parę nieścisłości co do niektórych spraw związanych z tą otoczką, ale dla nas wygląda to wszystko wiarygodnie i przekonywająco. Mam wrażenie że pewnych elementów mi brakuje aby jeszcze bardziej wsiąknąć w ten świat,ale może narzekam i konstrukcja powieści, i ciągłe zagrożenie atakiem demonów pozwalające żyć normalnie tylko w blasku dnia, nie pozwala na pokazanie całokształtu tego świata.

Podsumowując nie widzę kompletnie powodów dla których nie mielibyście kontynuować czytania tej sagi. Poziom jej jeszcze wskoczył wyżej i to widać na wielu stronach. Sytuacja się rozwija na wszystkich frontach i szybko pędzimy między kolejnymi rozdziałami chcąc rozpoznać sytuację gdzie tylko się da, a Brett prowadzi nas wszędzie,abyśmy mieli jak najbardziej pełny widok i za to mu chwała. Tak więc jak już sięgnęliście po Malowanego Człowieka to drugi tom też powinien się znaleźć w Waszych rękach, a przynajmniej jego pierwsza część.