Tyle słowem wstępu, a co tak naprawdę serwuje nam pisarz?
Książka zaczyna się, jak często ostatnio, zleceniem od przełożonego. W tym
konkretnym przypadku dotyczyć ono będzie śledztwa zaginięcia pewnego kupca,
który wyruszył na wyprawę morską daleko na północ i nie wrócił. Cała podróż
jest owiana wieloma tajemnicami i to od naszego uniżonego sługi zależy czy
dotrze on do prawdy i odkryje wszystko, co jest z nią związane.
Fabuła jest poprowadzona generalnie w bardzo dobrym tempie,
gdzie generalnie stanowi słowo klucz. Pobyt Mordimera w mieście jest strasznie,
i to zupełnie niepotrzebnie mym zdaniem, długi i w którymś momencie się
przyłapałem, że chcę aby się w końcu stamtąd ruszył. Na szczęście, potem się
wszystko rozkręca i zaczyna się dziać wiele rzeczy i wszystko to jest o wiele
ciekawsze, bo wkraczają siły nadprzyrodzone. Wszystko zmierza do zakończenia,
które jest, muszę Was uspokoić, logiczne, dość soczyste i satysfakcjonujące.
Poza tym ślamazarnym początkiem historia sama w sobie wciąga i intryguje
czytelnika, więc nie ma na co narzekać.
Mordimer nam dopisuje. Jest chłopak w formie i zachowuje
swój charakter, który zdążyliśmy już tak dobrze poznać. Jedynym mankamentem
jaki znajduję w jego kreacji, w tej odsłonie jego genezy, to fakt zbyt częstych fantazji erotycznych i
westchnień do pewnej damy. Po przeżyciach w poprzednich częściach i kobietach
tam poznanych, bardziej bym oczekiwał, że to właśnie którąś z nich będzie
wspominał. Na ich tle Konstancja nie rysuje się aż tak imponująco, aby marzyć o
nocy z nią tak często. Ale poza tym, nie ma żadnych wad, do których mógłbym się
przyczepić. Dalej można zauważyć u
bohatera bystrość, inteligencję, rozsądną pewność siebie, zwłaszcza w
kontaktach ze stworzeniami nie z tego świata, ale też świadomość własnych
umiejętności i, oczywiście niezastąpione niczym, monologi przedstawiające świat
i stosunek naszego bohatera do wielu spraw.
Obok protagonisty występują oczywiście postacie poboczne.
Tym razem jest to przede wszystkim kupiec, który pojawia się obok Inkwizytora praktycznie non
stop i, pomimo początkowych oporów, polubiłem jego osobę. Nie jest może jakąś
wybitną kreacją, ale spełnia swoją role w wystarczającym stopniu. Bardzo
intrygująca jest za to pewna dama obecna w świecie demonicznym, która pomaga
naszemu uniżonemu słudze . Otacza ją aura tajemniczości stopniowo odkrywana,
ale zawsze zostaje uczucie niedosytu w kontaktach z nią. Naprawdę podoba mi się
to, jak została przedstawiona ta istota.
W kwestii otoczenia i miejsc mogę powiedzieć tyle, że jest
ono lepiej zarysowane niż w poprzednich częściach. Dostajemy więcej informacji
o tym, gdzie się to wszystko dzieje. Kwestia tego czy jest to czyste
zapełnianie stron czy jednak coś, co nam się przyda. Na pewno jest to inne
podejście niż to, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, a niektóre z tych miejsc
zasługują na naszą uwagę. Przykładowo spodobał mi się statek, którym odbywa się
podróż śladami zaginionego partnera w interesach naszego głównego
zleceniodawcy. Można jeszcze dorzucić tytułowy galeon, którego opis może przerazić
lub zniesmaczyć niejedną co wrażliwszą osobę. Na koniec tego paragrafu
wystarcza mi tylko wspomnieć o wyspie, na której toczy się lwia część drugiej
połowy książki. Ona też potrafi sama w sobie niejednokrotnie zaskoczyć i mieć
wpływ na wydarzenia. Jest to właściwie debiut Piekary w kreacji miejsca, które
by miało rzeczywiste znaczenie. I mogę stwierdzić, że mu to wyszło.
Stylowo nic a nic się nie zmieniło, bo też nie ma powodu do
tego. Wszystko tradycyjnie poznajemy z perspektywy bohatera. Monologi znów są
wyważone i za bardzo nie męczą, ani też nie są powtarzalne w stosunku do
poprzedników. Może poza nielicznymi wyjątkami, ale to jest do wybaczenia
autorowi i możemy to zignorować.
Podsumowując, „Kościany Galeon” ma mankamenty, które nie
pozwalają mu osiągnąć poziomu przykładowo „Dotyku Zła” czy też „Głodu i Pragnienia”.
Najbardziej rzucającą się w oczy rzeczą jest początek, który jest zdecydowanie
przydługi. Można się też przyczepić o niezbyt wiele, jak na powieść,
interesujących postaci poza uniżonym sługą.
Ogólnie, nie jest to powieść, która zapadnie Wam na lata w pamięci i
będziecie rozmawiać o niej dniami i nocami, ale też nie odłożycie jej tak szybko
na półkę. Chyba, że wynudzi Was ten początek.