W przypadku tej recenzji obędę się bez wprowadzenia
fabularnego i przejdę od razu do właściwej oceny tego, co się dzieje na ekranie.
Film został zrobiony według starej formuły Hollywood, mówiącej, że jak coś się
sprawdziło to pomnożymy ilość tego elementu i będzie to działało. Tylko pojawia
się problem balansu, którego tutaj wyraźnie zabrakło i cała produkcja niestety
odstaje jakościowo od pierwowzoru.
To, co wyraźnie się rysuje podczas oglądania filmu, to
przerost formy nad treścią. Jest efektownie, dynamicznie i krwawo, czyli
zgodnie z formułą, ale twórcy zapomnieli, że potrzebne jest tło fabularne, a to
zawodzi. Historia toczy się jakby obok, a serce filmu przejęła akcja. Na moje
wymagania to za mało. Nie może ona robić jako jedyny motor napędowy, a tutaj
nic innego nie ma. I to jest główny mankament. Jest parę fajnych momentów,
kiedy na przykład poznajemy tego, który to wszystko w pewien sposób
zapoczątkował (całą tą wyniszczającą wojnę) , ale kilka momentów nie ratuje
całości.
Muzycznie dalej jest bardzo solidnie. Więcej tu sekwencji
szybkich, zmieniających się co chwila zgodnie z wymogami scen. Dalej się to
sprawdza, ale też nie widać jakiegoś postępu, rozwoju w tej kwestii. A podobno
jest to „Ewolucja”.
Mamy za to jeden plus obsady aktorskiej, mianowicie taki, że,
już na samym początku, z obsady zostaje usunięte najsłabsze ogniwo. Dołącza
zamiast niego postać, która była dotychczas tylko legendą. Trzeba przyznać, że
aktor tutaj się popisał i pasuje mi do roli, która została dla niego
wyznaczona. Jak już się znajduje w scenie, to nie odstaje od reszty obsady, a
wręcz przeciwnie- widać jego, nieznaczną co prawda, ale mimo wszystko,
supremację. Reszta aktorów, czy też aktorek, spisuje się na właściwie
identycznym poziomie jak poprzednio, z tą różnicą, że akurat w tym filmie nie muszą
za wiele mówić. Mają za to o wiele więcej „wymachiwania kończynami”, więc nie jest
od nich za wiele wymagane w ostatecznym rozrachunku.
To, co jeszcze dodatkowo zawodzi w kontynuacji losów Selene
i reszty, to historia. Nawet te namiastki, które dostajemy, są zdecydowanie
mniej wciągające niż poprzednio. Nie potrafiła mnie ona zaangażować w jej
śledzenie. Ledwo się interesowałem kto z kim, gdzie, kiedy i dlaczego. Co
prawda, jest kilka momentów, gdzie są wyjaśniane niuanse z pierwszej części,
ale ogólnie tutaj jednak film dostaje minusa.
Z niewiadomych mi do końca względów twórcy praktycznie
zrezygnowali z gotyku na rzecz współczesności. Nie zaznamy tu za wiele komnat,
poza nielicznymi wyjątkami. Mamy za to ulice, ciężarówki, współczesne, mało
charakterystyczne pokoje, sale, nawet łodzie. Znikła gdzieś w niewiadomych
okolicznościach cała ta otoczka, która robiła na mnie takie wrażenie. Ale za to
dostajemy fragmenty, dziejące się w
średniowieczu, które są solidnie zrealizowane. Na szczęście, stroje wampirów i
ich adwersarzy zostały niezmienione, dodatkowo jest jeszcze parę scen w starej
scenerii, ale nie jest ich za wiele.
Ostatecznie, niestety ale „Underworld: Evolution"
zawodzi oczekiwania w nim przeze mnie pokładane. Nie dostaję dobrej historii,
tylko więcej brutalności, seksu, akcji, co nie wiąże się ze skokiem
jakościowym. Momentami jest lepiej, ale jednak to nie wystarczy. Musi za tym
wszystkim podążać historia, która tutaj ewidentnie dostaje zadyszki.
Scenarzyści zawiedli i cierpi na tym cała produkcja. Oby trzecia odsłona
pokazała, że w tej serii został potencjał na kawał dobrej rozrywki.