środa, 19 kwietnia 2017

Wojna kęsów

Dzisiaj przyjrzymy się bliżej jednej z bardziej popularnych pozycji, opowiadającej o wojnie wampirów z wilkołakami , która w niektórych kręgach ma miano wręcz kultowej. Mowa o „Underworld”. Film, który zaczął sagę, mającą obecnie pięć części. Zobaczmy jak to wszystko się zaczęło.

Dzieło Lena Wiseman’a pochodzi z 2003 roku i jego akcja dzieje się w ówczesnych czasach. Na początku poznajemy przepiękną Kate Beckinsale, która z gracją skacze z ogromnej wysokości i ląduje bez szwanku. Potem zaczyna się akcja, która zorientuje nam cały film. Ma być szybko, brutalnie, efekciarsko i z wykorzystaniem technik slow motion.  „Matrix” jak się patrzy, ale niestety bracia Wachowscy pokazali jak to należy robić i tutaj mamy namiastkę, która cieszy w jakiś sposób oczy, ale nie będziemy pod szczególnym wrażeniem.

Mamy więc do czynienia z czymś, czego głównym atutem jest akcja, skrępowana tylko jakąś logiką i prawami fizyki. Fabuła nie sprawia wiele problemów z jej zrozumieniem, dialogi też nie zawierają kwestii metafizycznych, nie można zaobserwować jakichś szczególnych rozterek moralnych. Żadnej z tych rzeczy po prostu nie ma. To wszystko sprawia, że jest to pozycja z tych, które ja nazywam „do popcornu”, ale też jak komuś zależy na poznaniu wszystkich smaczków, zagłębieniu się w tę historię, co, gdzie, jak, kiedy i dlaczego to musi się jednak skupić na tym, co bohaterowie do siebie mówią.

Taki, a nie inny cel obrazu sprawia, że w gruncie rzeczy gra aktorska nie jest specjalnie trudna, ale nie można powiedzieć, że jest zbędna. Na pierwszy plan wysuwa się Bill Nighy grający postać Viktora. Łatwo uwierzyć, że jest liderem tego całego towarzystwa i jego pozycja jest niepodważalna.  Od dobrej strony pokazuje się także Micheal Sheen jako Lucian. Emanuje on siłą spokoju i rozsądnego planowania, a kiedy trzeba wykazuje się niezbędną w danym momencie inicjatywą. Od negatywnej strony poznajemy za to Shane’a Brolly  - Kraven. Jedyne do czego on mnie przekonał to to, że nie powinien brać udziału w tym filmie i casting się nie popisał dobierając aktora. Jest zupełnie miałki, nijaki i bez wyrazu. Dostał postać z potencjałem i zupełnie go nie wykorzystał. Ogólnie jednak całość filmu pod tym względem jest zadowalająca. Można powiedzieć wręcz, że bardzo dobra, ale nie zachwyca. Niewątpliwym atutem, o którym nie można zapomnieć jest wspomniana brytyjska piękność, która ratuje sceny samą swoją obecnością i to wystarczy, aby wiele wybaczyć.

Trzeba powiedzieć, że cała ta otoczka do tego morza akcji, mówiąc młodzieżowo, daje radę. Całość sprawia wrażenie przemyślanej i można ją spokojnie przetrawić. A co jeszcze ważniejsze- wciąga, a zwłaszcza tych, zainteresowanych tematyką odwiecznej wojny (na szczęście "Zmierzch", w tych czasach, nie był jeszcze w powijakach). Sam się zaangażowałem w tę historię  i może nie miałem odczucia zapartego tchu z niecierpliwości w oczekiwaniu na to, co się wydarzy, ale na pewno oglądałem „Underworld” z niekłamaną przyjemnością. Co prawda, mam zastrzeżenia do paru kwestii, jak chociażby na siłę wciśnięty pewien romans, ale nie jest to coś, co by znacząco degradowało całokształt.

Akcja filmu rozgrywa się w gotyckich klimatach i to jest olbrzymią zaletą. Widzimy rezydencję wampirów z ich hierarchią, skrajnym hedonizmem i wyszukanymi strojami. Przypomina to wszystko taki przekształcony Wersal. Wilkołaków za to obserwujemy chowających się w jakichś kanałach, jako niedobitków wojny, która doprowadziła do wyginięcia prawie całej rasy, zmuszonych do zagrań partyzanckich. Jest to sugestywne i w zupełności spełnia swą rolę, tworząc pewną atmosferę całości.

Kompozytor Paul Hasinger może być zadowolony z tego, co stworzył na potrzeby filmu. Muzyka pasuje do akcji, dziejącej się na ekranie i nawiązuje do gotyku, panującego w scenografii i kostiumach. Przyspiesza i zwalnia w odpowiednich momentach, jednocześnie nie wysuwa się na pierwszy plan, co mogłoby rozpraszać. Kawał solidnej roboty. Może nie jest godna jakichś szczególnych wyróżnień, ale spełnia swą rolę i o to przede wszystkim chodzi.

Podsumowując, „Underworld” nie jest dziełem wybitnym. Nie zapisze się w kanonie stu najlepszych filmów stulecia, ale jako dobre kino rozrywkowe, dla osób szukających na wieczór pozycji niezbyt ambitnej, momentami skrajnie brutalnej, sprawdzi się na pewno . Ja osobiście nie żałuję, że poświęciłem czas konieczny na obejrzenie tego obrazu. Ba, nawet obejrzałem kolejne części.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz