Dzieło Lena Wiseman’a pochodzi z 2003 roku i jego akcja
dzieje się w ówczesnych czasach. Na początku poznajemy przepiękną Kate Beckinsale,
która z gracją skacze z ogromnej wysokości i ląduje bez szwanku. Potem zaczyna
się akcja, która zorientuje nam cały film. Ma być szybko, brutalnie,
efekciarsko i z wykorzystaniem technik slow motion. „Matrix” jak się patrzy, ale niestety bracia
Wachowscy pokazali jak to należy robić i tutaj mamy namiastkę, która cieszy w
jakiś sposób oczy, ale nie będziemy pod szczególnym wrażeniem.
Mamy więc do czynienia z czymś, czego głównym atutem jest
akcja, skrępowana tylko jakąś logiką i prawami fizyki. Fabuła nie sprawia wiele
problemów z jej zrozumieniem, dialogi też nie zawierają kwestii metafizycznych,
nie można zaobserwować jakichś szczególnych rozterek moralnych. Żadnej z tych
rzeczy po prostu nie ma. To wszystko sprawia, że jest to pozycja z tych, które
ja nazywam „do popcornu”, ale też jak komuś zależy na poznaniu wszystkich
smaczków, zagłębieniu się w tę historię, co, gdzie, jak, kiedy i dlaczego to
musi się jednak skupić na tym, co bohaterowie do siebie mówią.
Taki, a nie inny cel obrazu sprawia, że w gruncie rzeczy gra aktorska nie jest specjalnie trudna, ale nie można powiedzieć, że jest zbędna. Na pierwszy plan wysuwa się Bill Nighy grający postać Viktora. Łatwo uwierzyć, że jest liderem tego całego towarzystwa i jego pozycja jest niepodważalna. Od dobrej strony pokazuje się także Micheal Sheen jako Lucian. Emanuje on siłą spokoju i rozsądnego planowania, a kiedy trzeba wykazuje się niezbędną w danym momencie inicjatywą. Od negatywnej strony poznajemy za to Shane’a Brolly - Kraven. Jedyne do czego on mnie przekonał to to, że nie powinien brać udziału w tym filmie i casting się nie popisał dobierając aktora. Jest zupełnie miałki, nijaki i bez wyrazu. Dostał postać z potencjałem i zupełnie go nie wykorzystał. Ogólnie jednak całość filmu pod tym względem jest zadowalająca. Można powiedzieć wręcz, że bardzo dobra, ale nie zachwyca. Niewątpliwym atutem, o którym nie można zapomnieć jest wspomniana brytyjska piękność, która ratuje sceny samą swoją obecnością i to wystarczy, aby wiele wybaczyć.
Trzeba powiedzieć, że cała ta otoczka do tego morza akcji,
mówiąc młodzieżowo, daje radę. Całość sprawia wrażenie przemyślanej i można ją
spokojnie przetrawić. A co jeszcze ważniejsze- wciąga, a zwłaszcza tych,
zainteresowanych tematyką odwiecznej wojny (na szczęście "Zmierzch", w
tych czasach, nie był jeszcze w powijakach). Sam się zaangażowałem w tę
historię i może nie miałem odczucia
zapartego tchu z niecierpliwości w oczekiwaniu na to, co się wydarzy, ale na
pewno oglądałem „Underworld” z niekłamaną przyjemnością. Co prawda, mam
zastrzeżenia do paru kwestii, jak chociażby na siłę wciśnięty pewien romans,
ale nie jest to coś, co by znacząco degradowało całokształt.
Akcja filmu rozgrywa się w gotyckich klimatach i to jest
olbrzymią zaletą. Widzimy rezydencję wampirów z ich hierarchią, skrajnym hedonizmem
i wyszukanymi strojami. Przypomina to wszystko taki przekształcony Wersal. Wilkołaków
za to obserwujemy chowających się w jakichś kanałach, jako niedobitków wojny,
która doprowadziła do wyginięcia prawie całej rasy, zmuszonych do zagrań
partyzanckich. Jest to sugestywne i w zupełności spełnia swą rolę, tworząc
pewną atmosferę całości.
Kompozytor Paul Hasinger może być zadowolony z tego, co
stworzył na potrzeby filmu. Muzyka pasuje do akcji, dziejącej się na ekranie i
nawiązuje do gotyku, panującego w scenografii i kostiumach. Przyspiesza i zwalnia
w odpowiednich momentach, jednocześnie nie wysuwa się na pierwszy plan, co
mogłoby rozpraszać. Kawał solidnej roboty. Może nie jest godna jakichś
szczególnych wyróżnień, ale spełnia swą rolę i o to przede wszystkim chodzi.
Podsumowując, „Underworld” nie jest dziełem wybitnym. Nie
zapisze się w kanonie stu najlepszych filmów stulecia, ale jako dobre kino
rozrywkowe, dla osób szukających na wieczór pozycji niezbyt ambitnej, momentami
skrajnie brutalnej, sprawdzi się na pewno . Ja osobiście nie żałuję, że
poświęciłem czas konieczny na obejrzenie tego obrazu. Ba, nawet obejrzałem
kolejne części.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz