środa, 26 sierpnia 2015

Ludzkość Kontratakuje

Teraz recenzja drugiej części Malowanego człowieka Petera V Bretta. Niestety recenzji tej nie da się zacząć inaczej jak faktem że podzielenie tej powieści na dwie części przez Fabrykę Słów to ewidentna kpina i jawny skok na kasę. Przykro mi to mówić bo jest to wydawnictwo nigdy nie schodzące poniżej pewnego poziomu jeśli chodzi o wydawanie przez siebie książek. Zawsze są to pozycje dopracowane estetycznie, składniowo, merytorycznie. A tutaj ewidentnie można to wszystko było zamknąć w jednym tytule patrząc na rozmiary drugiej części, które są po prostu śmiesznie małe. Przez chwilę myślałem że to pomyłka jak otworzyłem kopertę z zamówieniem i ktoś wysłał wprowadzenie jeszcze czy coś do tej drugiej części. Spodziewałem się czegoś przynajmniej dwa, jeśli nie trzy razy grubszego. Ale tyle z narzekania i psioczenia na złą politykę przedsiębiorstwa z Lublina. Przejdźmy do tego co serwuje nam autor w drugiej części.

Zacznijmy może znów od fabuły, nie wyobrażam zresztą sobie zaczęcia od czegoś innego. Rozkręca się to wszystko -  zdecydowanie przyspiesza i skaluje w niesamowitym tempie. Bohaterowie zaczynają się krystalizować, i możemy zacząć przewidywać ich rolę w zejściu do którego musi nieuchronnie dojść. Naprawdę przykuwa to uwagę i chłonie się to wszystko bardzo szybko i nawet nie wiadomo kiedy to się kończy i chce się więcej. Druga sprawa że ta przyjemność nie trwa długo, ze względu na wspomnianą zdecydowanie za małą objętość tej części. Spokojnie zaliczycie całość bez większego problemu w jeden wieczór.

Patrząc na to z tej strony mamy trochę takie archetypy wojownika, barda i medyka, ale w gruncie rzeczy to nie przeszkadza. Te postacie rozwijają się w naprawdę dobrym kierunku. Nawet protagonista się poprawił, i jest trochę ciekawszy, aczkolwiek dalej mi trochę wadzi, ale poczekam z ostateczną oceną na dalsze tomy. Całość dobrze się prezentuje, i bardzo obiecująco rokuje na przyszłość.

Stylowo kompletnie nic się nie zmieniło. Trudno tu o jakąś ewolucję, ale też jest ona zupełnie zbędna. Szczerze mówiąc zdziwiłbym się gdyby ona nastąpiła. Autor trzyma się sprawdzonego rozwiązania i skupia się na tym co najważniejsze, i chwała mu za to. Nie jest gorzej na pewno i styl zdecydowanie nie przeszkadza w skupieniu się na wydarzeniach.

Podsumowując pomijając fakt że tej drugiej części w gruncie rzeczy nie powinno być, prezentuje się ona znakomicie. Ciężko znaleźć jakiejś wady, które by przybyły od części pierwszej, a część z nich nawet zostaje przynajmniej częściowo wyeliminowana(protagonista). Naprawdę ciężko mi znaleźć powód dla którego nie mielibyście się zaopatrzyć w tą część. Chociaż może na znak protestu zróbcie to nielegalnie, albo wypożyczcie z biblioteki. Ja nie byłem świadom tego jak to wygląda, i niestety wydałem na to pieniądze. Wy już macie tą świadomość i możecie wybrać.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Demony, demony atakują żadnej litości nie czują... (parafrazując klasyka)

Dziś recenzja Malowanego człowieka Petera V Bretta. A mówiąc jeszcze bardziej konkretnie jego części pierwszej. Czytało mi się to nadzwyczaj dobrze. Nie musiałem się zbytnio męczyć, miałem chęć tkwić w lekturze, i kolejne rozdziały leciały jak z płatka.

Zacznijmy od najważniejszej rzeczy w każdej książce czyli fabuły. Prawie cała ta pozycja to wprowadzenie trójki protagonistów do świata przedstawionego. Mamy po kilka rozdziałów każdego bohatera, a jak autor uzna że jego czy tez jej temat padło wystarczająco wiele słów, hyc skaczemy do następnego i tak trzy razy. Ale trzeba przyznać te wstępy są interesujące, mogę się przyczepić że jeden z tych bohaterów bardzo się wpisuje w jeden schemat, stając się przez to stereotypowy, ale za to pozostała dwójka nadrabia to z nawiązką. Szkoda tylko ze tej sztampie poświęca autor w tej części najwięcej uwagi. Ale nie jest to jakaś tragedia wbrew pozorom. Da się bez większego zgrzytu, a nawet z lekką przyjemnością przez to przebrnąć.

Teraz świat przedstawiony. Jest to zaleta powieści, gdyż to właściwie on jest odpowiedzialny za stan napięcia w powieści,a konkretnie jego demony, które atakują ludzi nieustannie co noc. Właściwie ten cykl dnia nadaje powieści całego dramatyzmu. Czy zdążymy do zmierzchu wykonać wszystkie czynności i jeszcze się schować za osłonami ? Wiele się dzieje podczas ataków i trzeba oddać autorowi sprawiedliwość, wykorzystuje ten pomysł znakomicie. Poza tym jest to klimat quasi-średniowiecza z jego zaletami i wadami. Ta część powieści dzieje się głównie w czymś na kształt X-XI wieku naszego Starego Kontynentu.

Przejdźmy do kolejnego z elementów bohaterów. Jak wcześniej wspomniałem jeden z nich nie jest szczególnie interesujący póki co, ale nie straciłem wszelkiej nadziei z nim związanych. Ma pewien potencjał i mam nadzieję rozwinie się w jakimś pozytywnym kierunku. Pozostała dwójka to praktycznie odwrotność od tej sytuacji. Ich losy są ciekawe i śledzi się je z rosnącym zainteresowaniem. Tylko czekałem na ich rozdziały, a jak się kończyły to byłem lekko rozczarowany. Mam nadzieję że autor poprowadzi ich losy przez cały cykl równie ciekawie jak teraz, albo nawet jeszcze lepiej.

Pora na styl. Szczerze mówiąc ciężko mi przychodzi pisanie tego paragrafu, gdyż nie zwróciłem na niego szczególnej uwagi. Może najzwyczajniej w świecie niczym się nie wyróżniał. Ot tak aby opowiedzieć historię. Nie było tam jakiś błyskotliwych uwag, ani szczególnych zgrzytów, aby krytykować go szczególnie. Powieść jest silna światem, i niektórymi z bohaterów, i tak chyba zostanie do końca.

Podsumowując Brett wprowadza nam arcyciekawy świat i protagonistów na których naprawdę warto zwrócić uwagę. Jest to świetna zapowiedź tego co się będzie dalej. Ja zachęcony tym podtomem od razu sięgnąłem po drugi ciekawy rozwinięcia sytuacji. Nie jest to może najwyższa światowa półka i od razu nie zasługuje może na annały klasyki, ale trzeba powiedzieć że pcha się do tego zestawienia i jest naprawdę blisko.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Kradnąc z własnej wyobraźni okradamy się z samego siebie

Dziś recenzja drugiego tomu cyklu Kruków od Maggie Stiefvater. Tym razem książka trzeba powiedzieć ewoluuje, i jest widoczny wyraźny postęp w wielu aspektach powieści. Wiele elementów zostało tu poprawionych, a to co było dobre w poprzedniej części w dużej mierze udało się zachować tutaj.

Akcja powieści dzieję się świeżo po wydarzeniach z pierwszej odsłony. Protagoniści są Ci sami z mniejszymi lub większymi zmianami, podobnie jak miejsce akcji, tylko czas trochę się posunął do przodu.  Bardzo to pomaga we wsiąknięciu w książkę ponownie, i bez zbędnych wstępów poznawanie dalszych losów, które trzeba przyznać wciągają jeszcze lepiej niż poprzednio. Motyw główny fabuły zostaje zarysowany dość szybko trzeba przyznać, i autorka trzyma się go do samego końca. Potrafi on utrzymać czytelnika zainteresowanym więc w zupełności spełnia swą role. Cała seria zarysowanych wątków pobocznych też się trzyma kupy, i rozwija w bardzo dobrych kierunkach, bez jakiś większych zgrzytów czy nielogiczności. Ogólnie całość fabularna książki rysuję się lepiej niż poprzednia część. Tutaj autorka plusuje i oby się trzymała tej drogi dalej, gdyż cykl na tym tomie się nie kończy.

U bohaterów wiele się zmienia w kwestii ich psychiki w stosunku do Króla Kruków. Nie pozostają oni obojętni na poprzednie wydarzenia, i ich relacje w wielu przypadkach się zmieniają. Przyjaźń zostaje zacieśniona lub poddana ciężkiej próbie, podobnie z romansami. Ogólnie dojrzewają oni psychicznie, i to widać w wielu ich wypowiedziach. Pomimo tych zmian trzon ich osobowości zostaje ten sam, nie można ich pomylić w dalszym ciągu. Dzięki temu rozwojowi stają się oni zdecydowanie ciekawsi, co może zaowocować dla powieści tylko i wyłącznie zwiększeniem jej poziomu atrakcyjności.

Gorzej sprawa się ma z postaciami wprowadzonymi do tego tomu. Jest pewnien osobnik, którego  potencjał praktycznie nieograniczony ze względu na jego charakter, i mam wrażenie że autorka sobie z nim nie poradziła i ostatecznie wyszło z tego za mało niż bym oczekiwał. Z kolei inna persona obecna w historii, znana z wcześniejszej odsłony, tutaj dostaje wręcz skrzydeł. Można powiedzieć że balans jest zachowany, ale jednak posmak rozczarowania zostaje.

Stylowo się lekko zmieniło. Już nie jest tak bezwzględnie skierowane w stronę młodzieży, ale też daleko jej do powieści kierowanej typowo dla dorosłych. Wszystko w tej książce dojrzewa i to widać, i styl nie mógł pozostać obojętny. Ale uspokoję was autorka dalej sobie świetnie radzi, i czyta się to dalej niezwykle przyjemnie, i rozkoszuje lekturą. Daleko mi do stwierdzeń że cokolwiek tu przeszkadza. Co prawda może nie zachwyca to w równym stopniu jak poprzednim razem, ale może to kwestia przyzwyczajenia do pewnego poziomu. Na pewno on nie spada, i zostaje utrzymany, co jest pocieszające, gdyż jest on niewątpliwie mocną zaletą autorki.

Podsumowując jest to część która jest rozwinięta w stosunku do poprzedniej w każdym możliwym aspekcie powieści i to czuć wyraźnie. Co prawda zwłaszcza w kwestii tej postaci mogłoby być lepiej, ale naprawdę mimo wszystko warto to przeczytać, jeśli sięgnęliście po tom pierwszy. Na pewno się nie rozczarujecie. Teraz pozostaje mi tylko czekać co Maggie pokaże nam w trzeciej odsłonie.