poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Demony, demony atakują żadnej litości nie czują... (parafrazując klasyka)

Dziś recenzja Malowanego człowieka Petera V Bretta. A mówiąc jeszcze bardziej konkretnie jego części pierwszej. Czytało mi się to nadzwyczaj dobrze. Nie musiałem się zbytnio męczyć, miałem chęć tkwić w lekturze, i kolejne rozdziały leciały jak z płatka.

Zacznijmy od najważniejszej rzeczy w każdej książce czyli fabuły. Prawie cała ta pozycja to wprowadzenie trójki protagonistów do świata przedstawionego. Mamy po kilka rozdziałów każdego bohatera, a jak autor uzna że jego czy tez jej temat padło wystarczająco wiele słów, hyc skaczemy do następnego i tak trzy razy. Ale trzeba przyznać te wstępy są interesujące, mogę się przyczepić że jeden z tych bohaterów bardzo się wpisuje w jeden schemat, stając się przez to stereotypowy, ale za to pozostała dwójka nadrabia to z nawiązką. Szkoda tylko ze tej sztampie poświęca autor w tej części najwięcej uwagi. Ale nie jest to jakaś tragedia wbrew pozorom. Da się bez większego zgrzytu, a nawet z lekką przyjemnością przez to przebrnąć.

Teraz świat przedstawiony. Jest to zaleta powieści, gdyż to właściwie on jest odpowiedzialny za stan napięcia w powieści,a konkretnie jego demony, które atakują ludzi nieustannie co noc. Właściwie ten cykl dnia nadaje powieści całego dramatyzmu. Czy zdążymy do zmierzchu wykonać wszystkie czynności i jeszcze się schować za osłonami ? Wiele się dzieje podczas ataków i trzeba oddać autorowi sprawiedliwość, wykorzystuje ten pomysł znakomicie. Poza tym jest to klimat quasi-średniowiecza z jego zaletami i wadami. Ta część powieści dzieje się głównie w czymś na kształt X-XI wieku naszego Starego Kontynentu.

Przejdźmy do kolejnego z elementów bohaterów. Jak wcześniej wspomniałem jeden z nich nie jest szczególnie interesujący póki co, ale nie straciłem wszelkiej nadziei z nim związanych. Ma pewien potencjał i mam nadzieję rozwinie się w jakimś pozytywnym kierunku. Pozostała dwójka to praktycznie odwrotność od tej sytuacji. Ich losy są ciekawe i śledzi się je z rosnącym zainteresowaniem. Tylko czekałem na ich rozdziały, a jak się kończyły to byłem lekko rozczarowany. Mam nadzieję że autor poprowadzi ich losy przez cały cykl równie ciekawie jak teraz, albo nawet jeszcze lepiej.

Pora na styl. Szczerze mówiąc ciężko mi przychodzi pisanie tego paragrafu, gdyż nie zwróciłem na niego szczególnej uwagi. Może najzwyczajniej w świecie niczym się nie wyróżniał. Ot tak aby opowiedzieć historię. Nie było tam jakiś błyskotliwych uwag, ani szczególnych zgrzytów, aby krytykować go szczególnie. Powieść jest silna światem, i niektórymi z bohaterów, i tak chyba zostanie do końca.

Podsumowując Brett wprowadza nam arcyciekawy świat i protagonistów na których naprawdę warto zwrócić uwagę. Jest to świetna zapowiedź tego co się będzie dalej. Ja zachęcony tym podtomem od razu sięgnąłem po drugi ciekawy rozwinięcia sytuacji. Nie jest to może najwyższa światowa półka i od razu nie zasługuje może na annały klasyki, ale trzeba powiedzieć że pcha się do tego zestawienia i jest naprawdę blisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz