W pierwszym dłuższym opowiadaniu zaczyna się niewinnie, a
konkretnie rzecz biorąc - od prośby przyjaciela o uratowanie jego krewniaka, a
potem, tradycyjnie, sprawa się komplikuje i rozwija. Oczywiście, w centrum tego
wszystkiego jest nasz drogi Inkwizytor i on ze wszystkich sił stara się
rozwikłać zagadkę tajemniczych morderstw. Wszystko jest tutaj poprowadzone
bardzo zgrabnie i specjalnie się nie dłuży. Muszę też przyznać, że przeżyłem małe
zaskoczenie w epilogu tej opowieści. Tym razem nie udało mi się przewidzieć jak
to się wszystko zakończy, co jest pozytywne, jakby nie patrzeć.
Nie wiem czy wspominać o
stylu, bo musiałbym wymyślić tylko serię synonimów do tego, co
powiedziałem już wcześniej. W tej kwestii nadal nic się nie zmieniło. Może
mniej jakby odczuwalne są monologi i uwagi głównego bohatera. A może po prostu
jest ich zmniejszona liczba. Ale na pewno nie doszło do ich kompletnej likwidacji.
Bez tego nie byłoby książki, w ogóle nie czułbym że czytam "Cykl
Inkwizytorski".
Ci, co są obok naszego przedstawiciela "Officjum"
w całej swej potędze, nie kradną mu spektaklu w jakimś znaczącym stopniu, ale
też nie jest tak, że są zepchnięci zupełnie na bok i pełnią rolę scenografii, a
nie żywych istot. Niestety, dla opowiadania i autora, kompletnie nie kojarzę
postaci, mimo najszczerszych wysiłków, która by wychodziła przed szereg. Może
momentami wspomniany krewniak, ale to jednak trochę za mało.
Przechodząc do drugiego tekstu ,mam wrażenie, że jest on, ogólnie rzecz biorąc, lepszy od
tego promowanego tytułem całego zbioru. Myślę, że za główną zmianą w skoku
poziomowym są odpowiedzialni bohaterowie poboczni, którzy dla kontrastu tutaj,
potrafią zepchnąć Mordimera na drugi plan. Mowa tu przede wszystkim o pewnej
dziewoi, która ma niebagatelne znaczenie dla całej opowieści. Ale jest też pewien
ksiądz, pewien rozbójnik oraz inni przedstawiciele Instytucji najważniejszej.
Co za zmiana, że jest w ogóle o kim
mówić. Takich opowiadań nam trzeba, Panie Piekara. Tak lubimy naszego
Inkwizytora, ale nie może on skradać 100% czasu naszego.
Fabularnie jest znów skok w górę. Wątek tajemniczej mocy wioski jakoś bardziej mnie wciągnął niż kolejny przypadek morderstw. Tym razem jest to próba czegoś nowego i przyznaję, nadzwyczaj udana. Epilog całej historii też jest znakomity i niezawodny. Monologi też możecie sobie odhaczyć.
O dziwo lokacja, tym razem, zwróciła moją uwagę. Podobał mi się
taki, w gruncie rzeczy, sielankowy obrazek, jaki autor przed nami roztoczył.
Było to coś innego od zwyczajowych lochów, zamków, ciemności, podziemi, piwnic
i tak dalej, z jakimi mamy zwykle do czynienia i udało się bez tego całego
mroku utrzymać klimat pewnej tajemnicy. Wyczuwam w tym wszystkim swoisty
kunszt, którego do tej pory nie było.
Podsumowując, jest to jeden z lepszych tomów który
zrecenzowałem do tej pory, jeśli nie najlepszy. Oba opowiadania stoją na bardzo
dobrym poziomie i jedno jest lepsze od drugiego. Więc jeśli przebrniecie przez
pierwsze, nie ma najmniejszych przeszkód, abyście nie zrobili tego samego w
kolejnym przypadku. Naprawdę warto sięgnąć po ten odcinek przygód Inkwizytora.
Ciężko znaleźć coś lepszego w tej genezie protagonisty.