wtorek, 27 grudnia 2016

Kolejne Dni z Życia Inkwizytora.

Dziś przeczytacie moją opinię na temat kolejnego tomu przygód Waszego ulubionego ostatnio protagonisty czyli Mordimera Madderina. Nie zaskoczę Was tym, że będą to dwie mini powieści. Jedna z nich to tytułowy „Dotyk zła”, a druga zwie się „Mleko I Miód”. Od razu mogę Wam zdradzić, że tym razem autor wrócił na dobre tory i czuć formę Piekary w tych tekstach.

W pierwszym dłuższym opowiadaniu zaczyna się niewinnie, a konkretnie rzecz biorąc - od prośby przyjaciela o uratowanie jego krewniaka, a potem, tradycyjnie, sprawa się komplikuje i rozwija. Oczywiście, w centrum tego wszystkiego jest nasz drogi Inkwizytor i on ze wszystkich sił stara się rozwikłać zagadkę tajemniczych morderstw. Wszystko jest tutaj poprowadzone bardzo zgrabnie i specjalnie się nie dłuży.  Muszę też przyznać, że przeżyłem małe zaskoczenie w epilogu tej opowieści. Tym razem nie udało mi się przewidzieć jak to się wszystko zakończy, co jest pozytywne, jakby nie patrzeć.

Nie wiem czy wspominać o  stylu, bo musiałbym wymyślić tylko serię synonimów do tego, co powiedziałem już wcześniej. W tej kwestii nadal nic się nie zmieniło. Może mniej jakby odczuwalne są monologi i uwagi głównego bohatera. A może po prostu jest ich zmniejszona liczba. Ale na pewno nie doszło do ich kompletnej likwidacji. Bez tego nie byłoby książki, w ogóle nie czułbym że czytam "Cykl Inkwizytorski".

Ci, co są obok naszego przedstawiciela "Officjum" w całej swej potędze, nie kradną mu spektaklu w jakimś znaczącym stopniu, ale też nie jest tak, że są zepchnięci zupełnie na bok i pełnią rolę scenografii, a nie żywych istot. Niestety, dla opowiadania i autora, kompletnie nie kojarzę postaci, mimo najszczerszych wysiłków, która by wychodziła przed szereg. Może momentami wspomniany krewniak, ale to jednak trochę za mało.

Przechodząc do drugiego tekstu ,mam wrażenie,  że jest on, ogólnie rzecz biorąc, lepszy od tego promowanego tytułem całego zbioru. Myślę, że za główną zmianą w skoku poziomowym są odpowiedzialni bohaterowie poboczni, którzy dla kontrastu tutaj, potrafią zepchnąć Mordimera na drugi plan. Mowa tu przede wszystkim o pewnej dziewoi, która ma niebagatelne znaczenie dla całej opowieści. Ale jest też pewien ksiądz, pewien rozbójnik oraz inni przedstawiciele Instytucji najważniejszej. Co za zmiana, że jest  w ogóle o kim mówić. Takich opowiadań nam trzeba, Panie Piekara. Tak lubimy naszego Inkwizytora, ale nie może on skradać 100% czasu naszego.

Fabularnie jest znów skok w górę. Wątek tajemniczej mocy wioski jakoś bardziej mnie wciągnął niż kolejny przypadek morderstw. Tym razem jest to próba czegoś nowego i przyznaję, nadzwyczaj udana. Epilog całej historii też jest znakomity i niezawodny. Monologi też możecie sobie odhaczyć.

O dziwo lokacja, tym razem, zwróciła moją uwagę. Podobał mi się taki, w gruncie rzeczy, sielankowy obrazek, jaki autor przed nami roztoczył. Było to coś innego od zwyczajowych lochów, zamków, ciemności, podziemi, piwnic i tak dalej, z jakimi mamy zwykle do czynienia i udało się bez tego całego mroku utrzymać klimat pewnej tajemnicy. Wyczuwam w tym wszystkim swoisty kunszt, którego do tej pory nie było.

Podsumowując, jest to jeden z lepszych tomów który zrecenzowałem do tej pory, jeśli nie najlepszy. Oba opowiadania stoją na bardzo dobrym poziomie i jedno jest lepsze od drugiego. Więc jeśli przebrniecie przez pierwsze, nie ma najmniejszych przeszkód, abyście nie zrobili tego samego w kolejnym przypadku. Naprawdę warto sięgnąć po ten odcinek przygód Inkwizytora. Ciężko znaleźć coś lepszego w tej genezie protagonisty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz