poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Ludzkość, androidy i filozofia


„Nier: Automata” to fenomen na skalę światową. Gra zachwyciła wielu i słusznie, gdyż jest to produkt kompletny. Ma się wrażenie przemyślenia każdego szczegółu, obcowania z czymś, gdzie każdy fragment, słowo, zachowanie ma znaczenie, do tego, zostało dokładnie zaplanowane. Nie ma tu nic przypadkowego. Wszystko się ze sobą łączy, przenika, tworząc w całości unikalne doświadczenie. „Automata” nieustannie zaskakuje, łącząc oraz mieszając gatunki, stawiając często coraz to nowe wyzwania. Jest to kontynuacja produkcji zwanej po prostu „Nier”. Pierwowzór jednak nie zdobył rozgłosu, a przynajmniej nie na taką skalę jak recenzowana tu kontynuacja
            Gra wrzuca nas w otwarty świat, notabene bardzo piękny, podzielony na pewne główne strefy, gdzie wykonujemy zadania główne i poboczne. Questy w produkcji mają bardzo dobrą fabułę, która angażuje ciekawość gracza wraz z jego logiką. Poznajemy maszyny, które reprezentują różną filozofię oraz postawy życiowe, co często prowadzi do konfrontacji naszych przekonań (poprzez nasze postacie) z ich przekonaniami.
Jesteśmy jako androidy wysłani na naszą rodzimą planetę. Głównym powodem, dla którego się tam znaleźliśmy stanowi jej odbicie z rąk maszyn oraz stabilizacja sytuacji na tyle, żeby ludzkość mogła powrócić na swą planetę z kolonii, na którą uciekła, czyli Księżyca. Dość szybko okazuje się, że sytuacja jest o wiele bardziej zagmatwana. Wszystko staje się mniej czarno – białe, dominują odcienie szarości w ocenie moralnej postaw naszego szefostwa, czy społeczności (jeśli można tak to nazwać) maszyn.
            Przejdźmy właśnie do tego czym "Nier" właściwie jest. Przede wszystkim, mamy tu do czynienia ze slasherem. Główną część gry będziemy siekać i ciąć, tudzież przebijać włócznią, zależnie od preferencji. Do tego wszystkiego dołącza także bullethell czyli coś, gdzie musimy uniknąć masy pocisków, które lecą w naszą stronę, ale zawsze trzymając się pewnego schematu, który trzeba rozpracować. Do tych dwóch rzeczy dorzucony jest shmup (gatunek wywodzący się jeszcze z automatów, gdzie sterujemy małym stateczkiem i rozwalamy wrogów spadających na nas z góry). Jakby tego było mało, gra czasem przełącza widok na dwuwymiarowy, dając nam jeszcze platformera wraz ze skakaniem po półkach. Na koniec mamy jeszcze elementy RPG, do których należy rozwój postaci przez chipy, czyli zwiększanie możliwości obronnych, ofensywnych, czy wsparcia. Są jeszcze poziomy naszej postaci, które poprawiają nasze zdrowie oraz inne podstawowe statystyki. Możemy także ulepszać nasze bronie, pod warunkiem że dostarczymy potrzebne materiały i kwotę do kowala. Jak widzimy, jest to ogromny misz masz. Gra swobodnie żongluje gatunkami, robiąc to "często i gęsto". Widać to zwłaszcza podczas walk z bossami. To wszystko sprawia, że nie można narzekać na jakąkolwiek monotonię. Ciągle uczymy się czegoś nowego, a do tego, cały czas mamy przed sobą nowe wyzwania. Jednak, niektóre z tych mechanik są wykorzystywane za często, jak choćby hakowanie, zwłaszcza w drugiej części rozgrywki.
Zachęcam Was mocno, aby robić poboczne questy. Często mamy w nich dodatkowe szczegóły oraz masę niebanalnych dialogów. Prawdą jest też to, że te decyzje mają ostatecznie niespecjalnie znaczący wpływ na fabułę, stan rzeczy, ale też gra nie jest RPG. Ma tylko elementy tego gatunku. W tych zadaniach produkt Platinum Games zadaje pytania moralnie, na które bardzo ciężko udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Właściwie, nad każdym z nich można się pochylić i toczyć filozoficzne dysputy, która decyzja jest w danym wypadku odpowiednia. Oczywiście, nie jest to reguła bez wyjątków, są pewne sytuacje, gdzie nie ma żadnych wątpliwości, ale generalnie rzecz ujmując, nie jest z tym tak łatwo. Dla mnie, gra niestety traci na tym, że mimo tego, że maszyny mogą uchodzić za ludzi, bo się tak zachowują, czy też reagują na pewne wydarzenia, to przez to, że jednak ludźmi nie są, wydarzenia tracą dla mnie część z tego ładunku emocjonalnego. Może to okrutne z mojej strony, ale nie umiem się przejąć aż tak losem maszyny, nieważne jak ludzkiej w swym zachowaniu, tak jakbym się przejął losem człowieka postawionego w tej samej sytuacji. Nie traktuję tego jako wady produkcji w żaden sposób, tylko mówię o sposobie odbioru tego typu treści przeze mnie. Aczkolwiek, rozumiem ludzi, którzy wylali morze łez obcując z „Automatą”, wcale im się nie dziwie. Prawdziwie emocjonalnych momentów jest tu sporo,  wątek główny nie ma na nie wyłączności.
Gra jest tak skonstruowana, że trzeba ją przejść przynajmniej trzy razy, aby jej w pełni doświadczyć. Pierwszy raz sterujemy postacią, która stała się ikoną, chyba najbardziej rozpoznawalną z wszystkich bohaterów, czyli 2B. Nią gramy też najdłużej z czego wynika, że każde kolejne przejście jest krótsze. Wiele osób ma do zarzucenia „Nierowi”, że drugie przejście jest właściwie powtórzeniem tego samego. W nim kierujemy nieodłącznym towarzyszem kobiecego androida, którym jest 9S. Nie jest on przystosowany do walki w takim stopniu jak 2B, co już sprawia, że gra się nim inaczej. Opiera się on przede wszystkim na hakowaniu i w pewnym momencie mamy tego dość. Przynajmniej ja miałem. Dodatkowo, rzeczywiście fabuła jest bardzo podobna do tego, co mieliśmy przed chwilą. Oczywiście, dochodzi sporo dodatkowych szczegółów przez to, że dostajemy się tym hakowaniem do pamięci przeciwników, wyciągając w ten sposób na wierzch pewne fakty, ale jednak gro rozgrywki zostaje takie samo. Twórcy gimnastykują się jak tylko mogą, aby to jakoś urozmaicić, ale udaje im się to tylko połowicznie. Nie mamy pełnego deja vu, ale niewiele do niego brakuje.
Mamy zakończeń tyle ile jest liter w alfabecie, ale tylko pięć z nich to takie solidne epilogi, które kończą nam grę. Reszta to pewne żarty, którzy twórcy umieścili dla ciekawskich. Z tych pięciu głównych, to ostatnie jest tym właściwym. Jest ono bardzo satysfakcjonujące, wyjaśnia wszystko, co się do tej pory wydarzyło, zostawiając nas z oceną tego do czego właściwie doprowadziliśmy. Warto do niego dotrzeć, zamykając w ten sposób całą tą historię. Ci, którzy tego dokonają, będą mieli możliwość pewnego łamania czwartej ściany, prowadząc dialog z twórcami, co jest miłą dodatkową nagrodą.
Czas wspomnieć o aspektach wizualno – dźwiękowych „Nier: Automaty”. Specjalnie pomijałem tę stronę produkcji, bo czuję, że zdecydowanie zasługuje na osobny akapit. Zaczynając od grafiki, trzeba powiedzieć, że jest ona dopieszczona. Scenografia, w której walczymy jest przepiękna. Ja się zakochałem w zrujnowanym mieście, gdzie roślinność zaczęła się „wspinać” po zabudowaniach miejskich. Uwielbiam także zatopione miasto. Żałuję, że jest dość małe w stosunku do pozostałych. Pustynia i inne sfery też mają wiele do zaoferowania. Do tego dochodzą dopracowane, charakterystyczne modele bohaterów. Zdecydowanie nie do pomylenia. Przeciwnicy też są dość interesujący, z ciekawością czekałem na kolejne, bardziej zaawansowane, większe modele maszyn, by zobaczyć, czym mnie jeszcze zaskoczą. Bossowie to swoiste dzieło sztuki.  Już pierwszy stawia poprzeczkę niesamowicie wysoko, kolejni może za dużo jej nie przeskakują, ale na pewno nie znajdują się pod nią.
Muzyka oraz dźwięki to arcydzieło. Zwłaszcza utwory specjalnie skomponowane na potrzeby „Niera” to coś, o czym mógłbym mówić godzinami, nie wyczerpując tematu. Zawsze, bez wyjątku, odpowiednio skomponowane, zawsze w ten sposób, abyśmy od razu poznali charakter lokacji, w której jesteśmy. Walki też zyskują na dynamice, jak również emocjach przez piosenki im towarzyszące. Nie ma tutaj słabego utworu albo takiego, który bym chciał wyłączyć, pominąć. Wszystkie stanowią o niesamowitej jakości „Automaty”. Do tego, każdy z tych utworów występuje w kilku wariantach i, w zależności od potrzeby, dany z nich jest uruchamiany (z partiami wokalnymi, bądź bez nich, i tak dalej). Soundtrack jest ściśle powiązany z tym, co się dzieje na ekranie. Tam, gdzie mamy znaczące, wysokie partie wokalne, tam następują ataki itp. Doprawdy, ciężko przecenić to, jak mocnym atutem „Automaty” jest muzyka. Zdecydowanie jeden z najlepszych soundtracków, jaki kiedykolwiek towarzyszył grze, ciężko będzie mu dorównać. Jeśli chodzi o voice acting, to tutaj mam mieszane uczucia. 2B wypada znakomicie, ciężko mi się u niej do czegokolwiek przyczepić. 9S z kolei jest zdecydowanie zbyt ekspresywny, co sprawia, że w którymś momencie zaczął mnie drażnić. A2 to kolejny świetny głos, właściwie idealnie stonowany. Za to Pascal trochę za dziecinny, na mój gust. Jak widzicie, zależnie od postaci, mam skrajne odczucia, co sprawia, że mam ambiwalentną ocenę dotyczącą tej strony rozgrywki. Odgłosy walki wszelkiego rodzaju, czy dźwięki otoczenia są dopracowane i zdają swój egzamin, ale nie powiedziałbym, że bym się nimi zachwycał.
Jak ostatecznie oceniam grę „Nier:Automata”? Rozumiem wszelkie zachwyty, pieśni pisane na jej cześć, ale, mimo wszystko, nie jest to dla mnie ostateczne arcydzieło sztuki gier, jak niektórzy go opisują. Jest to dopracowany pod wieloma względami, bliski ideału produkt, jednak można się kilku rzeczy przyczepić. Na pewno jest to gra, którą warto przejść do samego końca. Całkowicie unikalne doświadczenie, które ciężko do czegokolwiek porównać. „Nier” dostarczy Ci wielu emocji, których długo nie zapomnisz. Ja na pewno nie żałuję, że po niego sięgnąłem. Ma on moją zdecydowaną rekomendację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz