niedziela, 13 grudnia 2015

Dziś bawimy się w piaskownicy Sandersona metalami

Jestem po lekturze "Z Mgły Zrodzonego" trochę gloryfikowanego przeze mnie tutaj autora Sandersona i trzeba przyznać że mam spory dylemat gdzie tą pozycję umieścić w stosunku do Elantris. Jest na bardzo zbliżonym poziomie, a może nawet lepsza. Także już wiecie że jeśli ufacie mej opinii, a wierzę że tak jest bo inaczej byście tu nie zaglądali, to możecie nawet w tym momencie lecieć go księgarni z pieniędzmi, i brać tą książkę, bo Sanderson był w formię jak to pisał, i to jeszcze jakiej.

Zacznijmy od rzeczy która znów jest świetnie przemyślana i wokół niej się kręci spora część tego co się dzieje w powieści czyli czymś co się zwie Allomancją. Jest to system magii po raz kolejny. W pewnym sensie podobny do tego z Oddechami z Siewcy Wojny, ale ma swoje punkty, które czynią go unikatowym a mianowicie metale, które są w tym wszystkim nieodzowne. Każdy z nich wywołuje określony efekt u tego który je stosuje, albo na ludziach na których ową moc skieruje. Jestem ciekaw na jakiej zasadzie autor je dobierał do konkretnych efektów, bo nie są to automatyczne skojarzenia, przynajmniej w moim wypadku. I ponownie mamy przypadek gdzie magia stanowi niezwykłą zaletę tego co czytamy.

Świat przedstawiony nie jest zbyt bogaty. Znów nawiąże do Siewcy, bo podobnie jak tam wszystko dzieje się w jednym mieście praktycznie poza bardzo nielicznymi wyjątkami, ale tutaj mamy pewną przewagę nad wspomnianym dziełem bo jest mapa i to trzeba przyznać nieźle narysowana, czytelna i wystarczająca. Mamy też rozrysowaną  całą arene zmagań, ale na razie nie ma po co do tego zaglądać, bo wszystkie rzeczy dziejące się poza aglomeracją są ledwo wspomniane i szybko się o nich zapomina. Mam nadzieję że pozostaje miejsca zostaną wykorzystane w przyszłych tomach, i akcja trochę nas poprzenosi w różne regiony Imperium.

Dalej mamy bohaterów. Tutaj nie ukrywam trafił mi się typ który wręcz ubóstwiam i z miejsca ją pokochałem a mianowicie młoda złodziejka. Przynajmniej w takiej roli ją spotykamy po raz pierwszy. Co się stanie z nią potem to sami zobaczycie. Była to moja faworyta od samego początku i kibicowałem jej bezustannie, i się nie zawiodłem. Postać jest napisana rewelacyjnie i przekonywająco w wielu aspektach. Pozostali też są niezastąpieni zwłaszcza Breeze. Jest to pewien pseudo-szlachcic, który ma takie dialogi że nie sposób go nie polubić. Podobny mam stosunek do Hama, on tez wygrał moją sympatię. Ci dwaj wymienieni to jedne z głównych postaci pobocznych ale ich wpływ na każdą scenkę jest niezapomniany. Protagonista poza naszą rezolutną dziewoją niestety trochę zawodzi, jest przynudnawy, ale nie obawiajcie się to jest jednak Sanderson i Keisler nie jest słaby, tylko wymagałbym od tak sprawdzonego autora jeszcze trochę więcej.

A fabularnie jak ? Powiem Wam niesamowicie. Tempo rośnie i spada we właściwych momentach, dodatkowo książka ma swój klimat, w który można łatwo wsiąknąć, i jest przekonywujący. Nie ma na pewno spadków poziomu, wszystko stoi na bardzo wysokim bez zgrzytów, i każe wręcz czytać dalej, i trudno temu głosowi odmówić racji. Nie sposób się oderwać. Mogę nawet się pokusić o stwierdzenie że często nie tylko wciąga akcja powieści, ale wręcz zasysa z niesamowitą siłą.

Dość kontrowersyjnym momentem jest epilog a właściwie doprowadzenie do takiego czy innego zakończenia czyli końcówka. Mam lekko mieszane odczucia co do niej, bo co prawda jest jak na Sandersona przystało epicka do granic możliwości i na to nie mam prawa narzekać, ale kończy się w taki sposób że jestem ciekaw co się stanie w tomie drugim, gdyż może być autorowi bardzo ciężko utrzymać poziom ze względu na to co tutaj się zdarzyło. Mam nadzieję że z tego wybrnie i mnie zaskoczy pozytywnie. Oczywiście już niedługo zabieram się za lekturę Studnii Wstąpienia, i możecie oczekiwać wrażeń jak tylko skończę z tą kontynuacją.

Stylowo no cóż nie zaskoczę was jak powiem nienagannie wręcz. Tutaj nic nie zawodzi. Tradycyjnie mamy neologizmy, lekką kwiecistość, która idealnie się wpasowuje. I to co autor  tej notki lubi najbardziej czyli świetne dialogi, do których wręcz chce się wracać. Momentami aż chciałem "przewijać opisy" aby trafić na jakąś konwersację. A to u mnie bardzo dobry znak, którego dawno nie miałem podczas czytania. 

Podsumowując Sanderson na pewno nie zawodzi, a wręcz przeciwnie, może nawet przeskakuje samego siebie. Naprawdę wdrapuje się bardzo szybko do elit powieści fantasy, i ciężko go będzie stamtąd strącić. Wprowadza masę interesujących pomysłów do gatunku i nieustannie trzyma poziom, który zadowoli wielu podejrzewam nawet najbardziej wymagających weteranów gatunku. Polecam gorąco. Zaryzykuję stwierdzenie że jest to powieść lepsza od tego co teraz czytacie,albo mieliście zamiar czytać. Porzućcie ten zamiar i łapcie Z Mgły Zrodzonego. Na pewno warto.


3 komentarze:

  1. Brzmi bardzo zachęcająco ;) Od miesięcy robisz mi apetyt na Sandersona, mam nadzieję, że jak się następnym razem spotkamy to pożyczysz mi którąś z jego książek, a ja w zamian chętnie pożyczę Ci Wegnera - jestem pewien że też bardzo Ci się spodoba i pojawi się na blogu meekhańska recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również polecę tę książę. Na pewno spodoba się każdemu fanowi fantasy. A co do samej recenzji, to jest ona bardzo ciekawa i rzetelna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie dzisiaj przeczytałem recenzowaną tu książkę i od razu wróciłem do recenzji, by porównać ją z własnymi wrażeniami. Mimo sporej objętości połknąłem dzieło w zaledwie kilka dni, bo bardzo wciąga. Niniejszym Sanderson dołącza do mojej czołówki autorów fantasy, choć mimo wszystko moim zdaniem nie przebija np. Abercrombiego i Kaya. Jeśli miałbym się czepiać, to irytują mnie pewne niekonsekwencje w realiach - mamy tu z jednej strony fabryki, kieszonkowe zegarki i zachowania arystokracji w stylu powiedzmy dworu Ludwika XIV, a z drugiej łuki i piki. To już mógł sobie autor dać spokój ze ,,średniowieczem” i umieścić całość w realiach powiedzmy rewolucji przemysłowej - pasowałaby do nich spadająca z nieba sadza.

    Poza tym mam wrażenie, że w książce jest nie do końca konsekwentny klimat - sam początek jest bardzo mroczny, ukazujący w całej brutalności ucisk, jakiemu są poddani skaa oraz klimat wszechobecnej zdrady w półświatku, a potem nastrój jest niemal jak na epickiej, heroicznej sesji Dungeons and Dragons, gdzie mamy epickich bohaterów 30 poziomu, którym zwykli śmiertelnicy nie są w stanie nic zrobić, tylko równie ,,napakowani” źli bossowie.

    Nie zmienia to faktu, że jest to trzecia najlepsza powieść fantasy, jaką przeczytałem w ostatnich miesiącach, po ,,Sarantyńskiej mozaice” Kaya i ,,Pół Króla” Abercrombiego ;)

    OdpowiedzUsuń