niedziela, 27 grudnia 2015

Zstępujęmy do wstępującej Studni, a potem z niej występujemy

Jak możecie albo i nie domyśleć się z tytułu dziś recenzja drugiego tomu cyklu Z Mgły Zrodzony Brandona Sandersona czyli Studni Wstąpienia. Czy moje obawy dotyczące drugiego tomu się potwierdziły ? I tak i nie. Generalnie mogłoby być trochę lepiej, ale i tak jest to satysfakcjonujące nas doznanie literalne.

Zacznijmy od podstawy wszystkiego czyli fabuły. Autor jak wspomniałem w poprzedniej recenzji z tego cyklu zastawił na siebie pułapkę i nie do końca z niej mimo wszystko wybrnął. Zmienia się charakter akcji powieści. Wcześniej było działanie podziemne, skryte. Wszelkie kroki stawiane były ostrożnie z rozwagą. Teraz duża część akcji dzieję się nie w ciemnych zaułkach miasta a w dyplomacji, i wzajemnych porachunkach, sojuszach, układach politycznych. Sporo czasu spędzimy w auli gdzie zostaje zorganizowane coś na kształt średniowiecznej monarchii stanowej. Decyzje tego małego forum mają kolosalny wpływ na to co się będzie działo, co sprawia że są w żadnym stopniu trywialne, i nie da się ich pominąć. Z jednej strony jest to zaleta powieści bo poznajemy bohaterów w innej roli( a niektóre z tych zmian są drastyczne, i co najważniejsze logiczne), a z drugiej można pomarudzić bo te nocne eskapady, ta akcja potrafiły jakoś bardziej wciągnąć. Mnie się to osobiście spodobało w dużej mierze, aczkolwiek czułem pewien niedosyt. Na szczęście nasza Vin nie zostaje tutaj całkowicie pominięta, ma całkiem sporą rolę do odegrania w tym wszystkim. Ona zostaje tym elementem łączącym nas charakterem z poprzednim tomem. Ona szlaja się po nocach i wykonuje działania, których nikt inny by się nie podjął. Dalej zostaje moją faworytą, i raczej nikt jej z tego tronu już nie strąci. A i końcówka oczywiście jest zrobiona tak jak Sanderson nas do tego przyzwyczaił.

Bohaterowie jak już wspomniałem zmieniają się i na dobre im to wychodzi. Żaden z nich, który przetrwał wydarzenia z pierwszej części nie zostaje na nie obojętny. Obecna sytuacja też wywiera monstrualną presję i wpływ na wszystkich i reakcje są przeróżne. Dochodzi też masa nowych postaci, które zdecydowanie zdają egzamin. Łatwo uwierzyć w ich autentyczność. Nie tracą charakteru w żadnej ze scen, do końca przekonując nas do swej wiarygodności. Można się przyczepić że są odrobinę sztampowe, ale są zarysowane na tyle dobrze że w ogóle to nie przeszkadza.

Styl jest dalej mistrzowski. W niczym nie przeszkadza, a wręcz tylko potęguje to co serwuje nam akcja. Sanderson wie jak dobrze zadbać o język, i to widać w każdej scenie tego tekstu. Nie mogłem znaleźć żadnych mankamentów chociaż się starałem żeby znowu nie wyszło że jest idealnie, no ale cóż.

Świat przedstawiony odrobinę nam się rozrasta poza miasto, ale naprawdę niewiele. Wszystko dalej dzieję się w bardzo bliskich okolicach stolicy Środkowego Dominium zwanej Luthandel. Brakuje mi cały czas wykorzystania całej reszty Imperium. Na pewno są tam interesujące miejsca, które tylko czekają aby któryś  z bohaterów się tam wybrał i nam je pokazał. Poznajemy w dialogach generalny obraz wszystkiego ale to nie to czego bym oczekiwał. Allomancja odrobinę się rozwija i dochodzi jeszcze jedna dziedzina nauki równie interesująca, także tutaj autor nie próżnował. Zaczynam podejrzewać że zdecydowanie lepiej czuje magię nasz drogi Sanderson jak lokacje.

Podsumowując jest bardzo dobrze, może nie wybitnie jak w przypadku Z Mgły Zrodzonego bo nie ma może efektu zaskoczenia tak wielkiego i obfitości tego wszystkiego, z systemem magii na deser, ale i tak ciężko wymusić na sobie uczucie jakiegokolwiek zawodu. Jeśli nie interesują was intrygi polityczne możecie już sobie tą serię odpuścić, ale jeśli potrafią one was zaintrygować to nie utoniecie w tej Studni tak jak ja to zrobiłem. Wybór pozostawiam jak zawsze wam czytelnikom.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz