poniedziałek, 19 czerwca 2017

Skutki Prohibicji

Dziś zajmę się zupełnie innym gatunkiem, pozbawionym jakiejkolwiek fantastyki. Wrócę do sztuki filmowej i do jego przedstawiciela, jakim jest produkcja Briana De Palmy pod tytułem „Nietykalni”. Opowiada ona o czasach prohibicji w USA, obowiązującej w okresie międzywojennym. Historia konkretnie dotyczy jednego z najsłynniejszych przestępców świata, czyli Alphonso Capone, znanego szerzej jako Al. Capone, i jego ostatecznego pogromcy– Eliota Nessa. Jest to film dość mocno oparty na faktach, ale oczywiście dodaje od siebie i zmienia pewne rzeczy na potrzeby widza.

Mamy Chicago rok 1931. Świat przestępczy należy do wspomnianego Włocha, który zajmuje się głównie przemytem alkoholu. Bary są zmuszane sprzedawać tylko jego trunki, nieważne jakiej by nie były jakości. Środkami do wymuszenia tego posłuszeństwa są albo pieniądze, albo groźby. Klasyczna metoda kija i marchewki. Władze Stanów Zjednoczonych dobrze znają źródła olbrzymich dochodów pana Capone, ale nie potrafią znaleźć na niego haka. Aby takowego zdobyć, wysyłają przedstawiciela Departamentu Skarbu, Eliota Nessa, który zbiera ludzi, aby pozbyć się szkodnika w legalny sposób, udowadniając mu liczne przestępstwa przed sądem.

To, co jest jednym z mocnym atutów pana Palmy to klimat. Zdecydowanie czuć te lata 30 w strojach, sprzęcie, samochodach, budynkach. Wszystko pasuje idealnie i jest wiernie oddane. Poruszamy się po ulicach Chicago i podziwiamy wizję świata sprzed osiemdziesięciu lat. To były czasy długich, eleganckich płaszczy, kapeluszy typu fedora i rewolwerów. My to wszystko widzimy, może nawet wzdychamy z tęsknoty do tego stylu , ale na pewno udaje się reżyserowi utrzymać tę atmosferę minionych lat. Widać włożony w to wysiłek, co daje bardzo pozytywne wrażenie. I jest zrobione z pietyzmem, bo nie widziałem przejawów współczesności, co się może zdarzyć w tego typu produkcji.

Dodatkową silną stroną produkcji jest obsada, które obfituje w masę znanych nazwisk. Poczynając od wybitnego Roberta De Niro, jako głównego antagonistę, dołączając do tego Kevina Costnera jako protagonistę, i jeszcze dorzucając Seana Connery'ego jako pomocnika naszego paladyna. Jest jeszcze masa innych bohaterów i wszyscy dobrze się spisali w swej roli. Ciężko mi wyłonić kogoś, kto byłby specjalnie drętwy w swym aktorstwie, a to bardzo dobrze świadczy o osobach występujących w filmie. Jedyne zastrzeżenie, jakie mi przychodzi do głowy, dotyczy szefa kanadyjskiej policji, który jest niesłychanie schematyczny w swej roli. Próbuje wycisnąć z niej co się da, ale niezbyt mu to wychodzi. Cała reszta mi nie wadzi, a wręcz ogląda się ich z przyjemnością. Wspomniane gwiazdy naprawdę błyszczą. Zresztą Szkot (Sean Connery) został doceniony przez Akademię Filmową i dostał Oscara za swą rolę (najlepszy aktor drugoplanowy).

Muzycznie też jest bardzo dobrze. Przede wszystkim pasuje do panującego klimatu i nie psuje też nastroju. Zawsze w tle i zawsze spełniająca swą rolę w danym momencie. Nie mogę też, co prawda, powiedzieć, że będę szukał wszędzie, gdzie się da całej ścieżki dźwiękowej z filmu, ale nie zauważyłem jakichś spadków. Mogę więc śmiało powiedzieć, że Stephen. H Burum odwalił kawał solidnej roboty. W żadnym przypadku nie zasługuje ona na miano wybitnej, ale też nigdy nie przeszkadza w odbiorze.

To, co uznałbym za wadę to kilka scen, które wybitnie silą się na niezwykle dramatyczne (akcja z wózkiem czy też na dachu gmachu sądu), próbując wywołać napięcie u widza. Ich ewidentną przywarą są dwie rzeczy. Mianowicie to, że są wręcz groteskowe przez fakt mocnego przekombinowania. Nie czujemy dreszczyku spływającego po plecach, raczej irytację, także przez drugi fakt ,że te konkretne momenty są zdecydowanie za długie. Ciągnie się to i ciągnie, a rezultat jest łatwy do przewidzenia.

Razi też parę niekonsekwencji logicznych, związanych po części z tym dramatyzmem. Śmierć jednego z bohaterów to powinien być moment po tym jak zobaczyłem, ile ołowiu w sobie trzymał, ale zdołał jeszcze poinformować naszego rycerza, gdzie znajdzie konieczne do dalszego śledztwa informacje. Zaiste patos ogromny, znów wydłużony i wymuszony scenariuszowo.
Historia ogólnie stoi na wysokim poziomie, poza wspomnianymi wyjątkami. Ja sam znałem tylko strzępki historii związanej z Alem Capone. Po filmie i potwierdzeniu jego wiarygodności wiem znacznie więcej. To rzeczywiście miało prawo wyglądać tak, jak zostało przedstawione. Myślę, że akurat tym aspektem nie będziecie zawiedzeni, bo całość ogląda się z przyjemnością.


Kończąc mój tekst powiem, że nie żałuję, że obejrzałem film De Palmy. Jest on trochę edukacyjny, ale nawet bez tego wyszedłby obronną ręką. Opowiada ciekawą historię, do tego ma zaangażowanych wybitnych aktorów, znanego reżysera, jego atuty można wymieniać i wymieniać. On już w fazie produkcji był skazany na sukces przez jakość swych walorów.  Ogólnie polecam. Te pełne patosu momenty naprawdę można przeżyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz